"Bezwzględnym obowiązkiem Narodu Polskiego jest prowadzenie wojny z Niemcami aż do pełnego zwycięstwa, aż armia nasza stanie na szańcu Bolesławów, aż polski sztandar zawiśnie w okupowanym Berlinie, a maszyny niemieckie zaczną pracować dla naszej potęgi"
Historia Narodowych Sił Zbrojnych przez całe dziesięciolecia była zakłamywana i manipulowana. Przez okres PRL-u dyspozycyjni historycy dokonywali wiele, by organizację walczącą z dwoma śmiertelnymi wrogami Polski: Niemcami i ZSRR, pogrzebać w bagnie kłamstw propagandowych; by pamięć o żołnierzach NSZ wepchnąć na śmietnisko zdrady i zaprzaństwa.
Kluczowym argumentem, wymyślonym przez komunistów, miała być rzekoma współpraca NSZ z niemieckim okupantem. Jest to teza co najmniej błędna i niesprawiedliwa, zmanipulowana przez komunistów. NSZ były organizacją o szczególne antyniemieckim programie, realnie oceniającą zagrożenie ze strony wiekowych tradycji niemieckiego militaryzmu. W oczach dowództwa NSZ, Niemcy miały w przyszłości nadal pozostawać zagrożeniem dla Polski, a ujarzmienie tego "gangstera Europy", czyli całkowite zwycięstwo na hitlerowskimi Niemcami, leżało w interesie całej ludzkości:
"Niemcy muszą być zmiażdżone, jako potęga militarna, gospodarcza i kulturalna, a droga do tego wiodąca to rozumna parcelacja na trzony, zdolne do odrębnego bytu narodowego [...]. Bezwzględnym obowiązkiem narodu polskiego jest prowadzenie wojny z Niemcami aż do pełnego zwycięstwa, aż armia nasza stanie na szańcu Bolesławów, aż polski sztandar zawiśnie w okupowanym Berlinie, a maszyny niemieckie zaczną pracować dla naszej potęgi. Walkę tę musimy prowadzić choćby Zachód spoczął na laurach - choćbyśmy pozostali sami, bezwzględnie fanatycznie, bo chodzić w niej będzie o całą naszą przyszłość i wielkość, o wieki całe".
NSZ słusznie zakładało, iż nie wystarczy samo pokonanie Niemiec, należy rozsądną polityką doprowadzić w Europie do takiego stanu, w którym to nasz zachodni sąsiad przestanie być dla nas śmiertelnym zagrożeniem. W tym też celu zakładano, iż zachodnia granica Polski musi oprzeć się na Odrze i Nysie Łużyckiej a bezwzględnie zlikwidować należy wiszące nad Polską od wieków Prusy Wschodnie: "jednym z fundamentalnych warunków trwałego rozbrojenia Niemiec i trwałego pokoju w Europie jest uzyskanie przez Polskę na zachodzie Odry i Nysy Łużyckiej z lewymi ich brzegami [...]. Najważniejszą naszą sprawą, którą tocząca się wojna musi załatwić na naszą korzyść, to przyłączenie Prus Wschodnich wraz z Gdańskiem definitywnie i raz na zawsze do Polski".
Opinia względem polityki Niemców była miażdżąco prawdziwa i pozbawiała cienia złudzeń co do ich zamiarów względem podbitych narodów: "Niemcy zawsze głoszą, że są państwem praworządnym. Jednakże to ich niemieckie prawo, które widzimy na okupowanych terenach, jest skodyfikowaniem przemocy, sadyzmu, okrucieństwa i barbarzyństwa". Wyrażano również zaniepokojenie możliwym niekorzystnym przebiegiem zdarzeń w przyszłości, w której to Niemcy nie zostałyby ostatecznie pobite. A Polska miałaby trudności z wyegzekwowaniem należnych jej ziem zachodnich. Sytuacja taka mogłaby mieć miejsce, gdyby alianci zawarli z Niemcami pokój, nie zaś bezwarunkową kapitulację:
"Niemcy pokonane i proszące o pokój na zachodzie prawdopodobnie zdobędą się jeszcze na ten wysiłek, by zbrojnie stawić opór wojskom polskim wkraczającym na obszary nadodrzańskie. Wówczas zaś protektorzy Niemiec rozpoczną w całym świecie potężną propagandę w obronie tych rzekomo czysto niemieckich posiadłości i łatwo mogą uzyskać to, że Polska na zachodzie nie otrzyma nic lub tylko jakieś skrawki, nie ograniczające zupełnie potencjału zbrojnego Niemiec i ich możliwości rozpoczęcia w przyszłości nowej wojny o panowanie na wschodzie".
Dla całego środowiska narodowców było jasne, że bez pokonania Niemiec nie może być mowy o odbudowaniu niepodległego bytu państwowego dla narodu polskiego. NSZ zwracały uwagę, iż niebezpieczeństwo dla Polski istnieje nie tylko ze strony Niemiec, lecz również od "sojusznika naszych sojuszników", czyli sowieckiej Rosji. Absurdalnym nazywano zawiązywanie sojuszu z innym śmiertelnym wrogiem w celu wypędzenia Niemców. Obawiano się, słusznie zresztą, by z nienawiści do hitlerowców nie wpaść w okowy nowej niewoli, tym razem czerwonej, miast brunatnej: "z nienawiści do Hitlera wpadać w uścisk batiuszki Stalina - to jest taki sam absurd, jak z nienawiści do Stalina wpadać w uścisk Hitlera".
NSZ w swej deklaracji z lutego 1943r. jawnie deklarowały nie tylko walkę z niemieckim okupantem lecz również z sowiecką agenturą, którą to uważano również za śmiertelne zagrożenie dla społeczeństwa polskiego: "w chwili obecnej NSZ poza pracami organizacyjno-wyszkoleniowymi prowadzą walkę konspiracyjną z okupantem i likwidują dywersję komunistyczną". Było to zresztą zgodne z późniejszym stanowiskiem Delegatury Rządu, która w 1944r. alarmowała: "ścisłe rozpracowania oraz dokumenty stwierdzają niezbicie, że wywiad komuny kierowany jest przez NKWD, a zwrócony przede wszystkim przeciw organizacjom polskim. W akcji przeciwko organizacjom polskim komuna posługuje się m.in. metodą współdziałania z Gestapo, denuncjując całe grupy, względnie poszczególnych członków organizacji polskich. Na potwierdzenie tych faktów istnieją dowody".
W miarę zbliżania się do granic Polski Armii Czerwonej, NSZ czynnie wystąpiły przeciwko działającej pod przykrywką walki z okupantem sowieckiej agentury Armii Ludowej/Gwardii Ludowej, dobitnie to akcentując w organie prasowym "Szańcu": ":może ktoś z Was woli ginąć metodą katyńską z nagana w tył czaszki, albo w obozach niemieckich. To już rzecz gustu, dla nas to jednakowa przyjemność. Z Niemcami walczy cały świat. Niemcy wojnę już przegrały. Z Rosją sowiecką walczą dziś tylko Niemcy. Dlatego też likwidowanie w Polsce agentur sowieckich, choćby stroiły się w najpiękniejsze patriotyczne piórka - to obowiązek, to konieczność. Tego wymaga polska racja stanu. I dlatego walczyć będziemy bez względu na to, czy się to komu podoba, czy nie. Będzie mniej volksdeutschów na służbie Kremla. W obronie własnej mamy prawo walczyć. Jest to prawo naturalne każdego narodu".
Walkę z Niemcami, zresztą zgodnie z wytycznymi dowództwa Armii Krajowej, NSZ prowadziły, ograniczając się do niezbędnej samoobrony społeczeństwa, likwidowania szczególnie niebezpiecznych jednostek funkcjonujących w niemieckim aparacie represji. Starano się przede wszystkim nie prowokować niepotrzebnych represji ze strony okupanta na ludności cywilnej, czego nazbyt często dopuszczały się oddziały komunistyczne. Dlatego też likwidację zbrojnych grup komunistycznych, trudniących się rabunkami i zwalczaniem podziemia niepodległościowego, uważano za nadrzędne zadanie. Słusznie rozumując, iż jest to taki sam wróg jak okupant niemiecki: "NSZ traktuje wkraczające na ziemie polskie oddziały armii sowieckiej jako siły zbrojne okupacyjne wrogiego mocarstwa, ze strony którego naród polski już niejednokrotnie doznawał jak najgorszego losu, którego niedwuznacznym zamiarem na chwilę bieżącą jest rozbiór Polski".
Dowództwo NSZ dostrzegało, podobnie zresztą jak AK, w jak trudnej sytuacji znajdą się żołnierze podziemia z chwilą wkraczania na ziemie polskie "sojusznika naszych sojuszników". Nietrudno domyślić się, jaki los spotkałby żołnierzy NSZ, którzy ujawniliby się przed Sowietami. Ze znienawidzonymi przez komunistów żołnierzami podziemia narodowego NKWD obeszłoby się w taki sam sposób, jak z żołnierzami Armii Krajowej. Sowieci od pierwszego zetknięcia na ziemiach polskich z żołnierzami polskiego podziemia, nie dawali złudzeń co do swoich zamiarów. Ich celem było unicestwienie Polskiego Państwa Podziemnego i zainstalowanie komunistycznego rządu, ściśle podporządkowanego ZSRR.
Jedynym skutecznym sposobem uchronienia przed zagładą żołnierzy podziemia, przynajmniej ich części, było przerzucenie na obszar Niemiec, okupowany przez aliantów zachodnich. Zadania takiego podjęło się dowództwo Brygady Świętokrzyskiej NSZ, operacja taka wymagała zawarcia porozumienia z wojskowymi władzami niemieckimi. Fakt ten, niesłusznie, opisywany jest jako przykład kolaboracji NSZ z okupantem. Trudno oprzeć się wrażeniu, iż mamy do czynienia ze swoistym paradoksem historii. Gdyż ponadtysiącosobowa grupa partyzantów Brygady Świętokrzyskiej NSZ, zawierając lokalne porozumienia z dowódcami niemieckimi, przedostaje się do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech Zachodnich, tym samym unikając zagłady z rąk Sowietów. Po drodze wyzwolili niemiecki obóz koncentracyjny w Holyszowie, uwalniając ponad 2 tys. uwięzionych tam kobiet. Dużo gorszy los spotykał żołnierzy, którzy ujawnili się przed wkraczającymi Sowietami. Zamiarem dowództwa BŚ NSZ była nie współpraca z Niemcami - których zresztą szczerze nienawidzili - lecz ocalenie swoich podkomendnych przed komunistami. A cel ten można było zrealizować jedynie poprzez dotarcie do wojsk amerykańskich okupujących Niemcy.
Los Polski po "wyzwoleniu" nie był taki, o jaki walczyli żołnierze Polski podziemnej: Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych. Po latach okupacji niemieckiej Polska znalazła się w okowach nowej niewoli. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1989r. paradoksalnie nie zakończyła się walka o pamięć, a żołnierze NSZ w dalszym ciągu przez niektórych historyków są posądzane o "mordowanie lewicowych partyzantów" i kolaborację z Niemcami. Teza ta, z gruntu nieprawdziwa, jest niczym innym jak powieleniem propagandowego kłamstwa lansowanego przez komunistów przez wszystkie lata PRL-u. Walka o pamięć zdaje się nie mieć końca, a propagandowe kłamstwa ciągle krążą w świadomości wielu osób.
Andrzej Krzystyniak
Źródło: Artykuł ukazał się w kwartalniku Myśl.pl, numer 14,lato 2009
Za: www.mysl.pl